To wydarzenie w sumie zainspirowało mnie do wrócenia do blogowania.
Wyszliśmy na spacer. Księżyc już zdążył się pokazać. I tak jak nigdy wcześniej przyciągnął wzrok Potomka. Mała rączka wskazała w górę i powiedział “TAM”. Po chwili ruszając przed siebie.
I bądź tu człowieku mądry i wytłumacz niespełna 2latkowi, że jednak w linii prostej to na księżyc jednak nie dojdziemy. Wylały się łzy rozpaczy. TAM TAM zawodził mój biedny Potomek pragnąc dojść na księżyc tu i teraz.
Nie wiem ile zrozumiał, ale po jakimś czasie przyjął, że niestety się nie da (przynajmniej wtedy) i dał się zaprowadzić do samochodu (oczywiście z obietnicą, że jak będziemy jechać to na pewno księżyc będzie widać). I na szczęście tak było.